Nastał nowy poranek, trochę głowa mnie bolała, ale dało się
przetrwać. Obudziłam się w ramionach Maxa, spojrzałam na niego i uśmiechnęłam
się. Jeszcze spał, czemu on tak długo śpi? Tak się zaczęłam zastanawiać czy
nowy związek jest dla mnie dobry? Może powinnam dać sobie spokój i wyluzować.
Nie chce złamać Maxowi serca jak mam tak trudne życie, najlepszym wyjściem
będzie pojechanie do rodziców od dwóch do trzech tygodni, lecz nie chce sama
jechać biorąc pod uwagę ostatnie zajścia. Jak tylko wstanie to się go zapytam i
zaproponuję wyjazd. Wstałam z łóżka i skierowałam się w stronę łazienki, patrzyłam
się na siebie, patrzyłam w środek lustra. Nagle zdałam sobie sprawę, że nikt
nie zna mnie i mojej przeszłości. I nikt się tak naprawdę nie dowie. Nie chce,
żeby ktoś się dowiedział. Tak naprawę to ja sama nie chce o tym wiedzieć. Wtedy,
kiedy usłyszałam o śmierci Coltona nie płakałam dlatego, że nie wiedziałam co
ze sobą zrobić, płakałam dlatego, że go nienawidziłam. Bił mnie, torturował, a
mój ojciec i matka nawet tego nie zauważyli. Bo zawsze była dla nich
najważniejsza praca, zawsze sama musiałam się uczyć i pilnować. Czasami żałuję,
że mam taką rodzinę, taką zbyt cudowną. Zawsze marzyłam o domu w głębi lasu,
tam gdzie nikt mi nie będzie przeszkadzał, tam gdzie będzie cisza. Jedynym
odgłosem byłyby krople obijające o deszczu o rynny i ćwierkanie ptaków, gdy
wstaje poranek.
***
Kilka godzin później jechałam wraz z Maxem do mojego
mieszkania, żeby zabrać niektóre rzeczy. Nie mieszkaliśmy daleko od siebie,
więc po chwili mogliśmy już wysiąść z auta. Max kulturalnie otworzył mi drzwi,
a ja odwdzięczyłam się uśmiechem. Oby dwoje podeszliśmy do drzwi wyciągałam
klucz i wsadziłam go w zamek, następnie przekręciłam dwa razy w prawo. Po
wejściu do środka od razu poszliśmy w stronę mojej sypialnię gdzie znajdowała
się też garderoba. Wyciągnęłam z niej parę ubrań i buty. W salonie i kuchni też
coś wzięłam, wyszliśmy z domu zamykając drzwi. Wsadziłam je do bagażnika i z
powrotem usiadłam na miejscu pasażera.
-Mogę włączyć radio?- zapytałam.
-No pewnie. Haha, nie musisz się mnie pytać!- posłał mi
uśmiech i puścił oczko. Jeśli mogę to tak zrobiłam, akurat leciała piosenka
Jessie J, którą bardzo lubię. Do rodziców miałam 5 godzin drogi, więc trochę na
zejdzie zanim tam dojedziemy. Aktualnie jest godzina 13: 00 to znaczy, że
będziemy na miejscu koło 18:00.
-Mów coś Max- odwróciła się w jego stronę.
-Ale co mam mówić, hmm możemy porozmawiać o naszej wspólnie
przyszłości- popatrzył się z jednym przymkniętym okiem i uśmieszkiem na
twarzy.
-Ale się uśmiałam Max, seryjnie- nagle ucichliśmy, lecz po
chwili wybuchliśmy śmiechem. Nagle zrobiłam się śpiąca, oparłam się ręką o okno
i zamknęłam oczy.
Co się dzieje? Nie chętnie otworzyłam oczy i zobaczyłam, że
Max stanął na stacji benzynowej.
-Po, co stajemy?- zapytałam przecierając oczy.
-Musze zatankować i kupić coś w sklepie.
-To czekaj, idę z tobą tylko wezmę portfel- z pośpiechem
wyciągnęłam z torebki portfel i pobiegłam za Maxem. Nie poczekał. Jak zawsze, nikt
mnie nie słucha!
-Nie śpiesz się, ja zatankuję, a ty idź już do sklepu coś
wybierz.
-Jak każesz- ruszyłam w stronę niewielkiego budynku z
roletami na oknach. Gdy otworzyłam dzwonki powieszone przed wejściem
zadzwoniły. Lekko się wystraszyłam. Rozejrzałam się dookoła, za blatem stała
pani w podeszłym wieku, mocno pomalowana z blond lokami na głowie. Uśmiechnęłam
się do niej, lecz ona spojrzała na mnie krzywo. To nie było miłe. No ale
trudno, wzięłam do ręki koszyk i skierowałam się w stronę chipsów. Wpakowałam
do niego chipsy o smaku zielonej cebulki i krewetkowe. Nie zorientowałam się a
Max stał koło mnie. Podeszliśmy do zimnych napoi.
-Co chcesz do picia?-spojrzałam na niego.
-Ja sobie wezmę 3 energetyki i sok, a Ty?- sięgnął do
lodówki.
-Wiesz, że po nich będzie Ci się chciało sikać?- skrzywiłam
się.-A ja chcę…to co Ty!- sięgnęłam do lodówki i wyciągałam 4 energetyki i 2
soki pomarańczowe.
-Od tego są krzaki, co nie?- posłał mi strzałkę.
-Nie będziemy się, co chwilę zatrzymywać tylko dlatego, że
Ci się sikać chce!- poszliśmy w stronę kasy. Max zapłacił za benzynę i dodał,
że plus te zakupy. Podałam mu z mojego portfela gotówkę, lecz on jej nie
przyjął, więc wsadziłam ją mu do kieszeni i zapakowałam do reklamówki zakupy. Prosto
po wyjściu ze sklepu poszliśmy do samochodu, wsiadłam i położyłam pod nogami
reklamówkę.
-Otworzyć Ci energetyka?- zapytałam otwierając swojego i
kładąc go do dziur zrobionych do napojów.
-Jeśli możesz- uśmiechnął się i zapalił samochód. Zrobiłam
to co miałam i położyłam puszkę koło mojej. Puściłam głośniej muzykę i
otworzyłam okno. Było idealnie, cały czas się śmialiśmy, śpiewaliśmy, usiadłam
twarzą do niego i położyłam swoje nogi na jego. Mam nadzieję, że mu nie
przeszkadzały. Minęły już 4 godziny jazdy, więc powoli dojeżdżaliśmy do domu
moich rodziców, mieszkaliśmy na bogatej dzielnicy więc Max się trochę zdziwił
jak na nią wjechaliśmy. Byliśmy dużo przed czasem, jakim przewidywałam!
-To tu!- pokazałam na dom po prawej stronie ulicy.
-Nieźle się urządzili!
-Wiem, robi wrażenie! Haha- ściągnęłam nogi z Maxa. Wyszliśmy
z auta.
-Zostaw na razie bagaże, potem się weźmie- pokiwał głową,
przeszliśmy przez furtkę idąc po chodniczku z małych, szarych kamyczków. Gdy
byliśmy bliżej drzwi zobaczyłam na wycieraczce pełno listów, jednak je
ominęłam. Drzwi było lekko uchylone, strasznie się zdziwiłam. Max cały czas
szedł za mną. Pomału otworzyłam bardziej drzwi i małymi krokami starałam się
wejść do domu. Weszliśmy do pomieszczenia zostawiając drzwi szeroko otwarte,
rozglądaliśmy się dookoła z otwartą buzią.
-Co tu się stało?- zapytał wystraszonym głosem.
-Nie mam pojęcia- wokół było pełno porozrzucanych gazet,
książek, piór z poduszek. Meble było powywracane lub szyby wybite. Tak było w
całym domu, ale nikogo w nim nie było.
-Kristen!- nagle poczułam, że ktoś mnie przytula. Odwróciłam
się i zobaczyłam mojego młodszego brata!
-Cody! Co Ty tu robisz?- mocno go uścisnęłam i pocałowałam w
czoło.
-Wszystko Ci wyjaśnię, ale chodź już!- chwycił mnie za rękę
i wyciągnął z domu, pokazałam Maxowi żeby szedł. Szliśmy w stronę sąsiadów, u
których spędziłam całe dzieciństwo. Zawsze przychodziłam się bawić z psami i
innymi zwierzętami a domownicy mnie bardzo lubili. Nagle przy drzwiach
zobaczyłam panią Sylvię. Uśmiechnęła się do mnie, bez zawahania odwzajemniłam
go.
-Ja dobrze Cię widzieć Kristen- powiedziała rozkładają ręce
do przytulenia.
-Mi panią też- mocno się przytuliliśmy. Zaprosiła nas do
środka. Dom był taki jaki pamiętam, ciepły, przyjemny i bezpieczny. Nie było
żadnych nowoczesnych urządzeń jak w moim tylko taki jak każda para seniorów posiada.
Poprosiła żebyśmy osiedli w salonie a
ona poszła zrobić herbatę.
-To twój chłopak?- zapytał Cody.
-Nie, to mój przyjaciel kochanie- uśmiechnęłam się i
zaśmiałam pod nosem.
-Jestem Max- wyciągnął do małego rękę i powitał go miłym
uśmiechem.
-A ja jestem Cody!
Miły i zabawny- wyszczerzył zęby. Razem z Maxem zaczęliśmy się śmiać. Po chwili
przyszła Sylvia z dwoma filiżankami. Usiadła koło Codiego naprzeciwko mnie i Maxa,
założyła nogę na nogę i splątała dłonie.
-Kristen przepraszam, że Ci teraz to daję, ale nie
wiedziałam gdzie się znajdujesz. Bardzo mi przykro- wyciągnęła z kieszeni
pogniecioną kartkę i wręczyła mi ją do ręki. Powoli odginałam ją, żeby zobaczyć,
co jest tam napisane. Zaczęłam czytać:
„Kochana Kristen!
Bardzo przepraszamy, że przez całe życie miałaś ciężkie
dzieciństwo pod wpływem braku rodziców przy sobie. Jest nam bardzo żal. Mam
nadzieję, że ułożysz sobie życie i będziesz szczęśliwa. Proszę, zaopiekuj się
młodszym bratem. Pamiętaj, że bardzo Cię
kochamy i będziemy! Twoi
rodzice.”
-Co to jest? I gdzie są moi rodzice?- miałam łzy w oczach.
-Przykro mi to mówić, ale twoi rodzice nie żyją. Zginęli w wypadku
samochodowym, a potem okradli dom.- spojrzałam na brata z niedowierzaniem,
niestety pokiwał głową, że Sylvia mówi prawdę. Zaczęłam płakać, Max objął mnie i
przytuliłam się do jego klatki bokiem.- Możecie przenocować u nas, wasze pokoje
są gotowe.- chłopak chwycił mnie i podniósł, pani prowadziła nas do pokoju,
cały czas byłam do niego wtulona i zalana łzami. Jak mogłam tego nie wiedzieć? To
jakiś koszmar, a ostatnio jeszcze rozmawiałam z mamą przez telefon. Otworzyła
drzwi, razem usiedliśmy na miękkim łóżku, zostawili nas samych.
-To wszystko przeze mnie Max! Powinnam przyjeżdżać częściej
do rodziców i nie zostawiać ich samych!
-To nie twoja wina! Nawet jakbyś tu była, to nie
zapobiegłabyś wypadkowi. Stało się i się nieodstanie. Wszystko będzie dobrze.
Obiecuję