wtorek, 23 września 2014

Rozdział czternasty



Nastał nowy poranek, trochę głowa mnie bolała, ale dało się przetrwać. Obudziłam się w ramionach Maxa, spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. Jeszcze spał, czemu on tak długo śpi? Tak się zaczęłam zastanawiać czy nowy związek jest dla mnie dobry? Może powinnam dać sobie spokój i wyluzować. Nie chce złamać Maxowi serca jak mam tak trudne życie, najlepszym wyjściem będzie pojechanie do rodziców od dwóch do trzech tygodni, lecz nie chce sama jechać biorąc pod uwagę ostatnie zajścia. Jak tylko wstanie to się go zapytam i zaproponuję wyjazd. Wstałam z łóżka i skierowałam się w stronę łazienki, patrzyłam się na siebie, patrzyłam w środek lustra. Nagle zdałam sobie sprawę, że nikt nie zna mnie i mojej przeszłości. I nikt się tak naprawdę nie dowie. Nie chce, żeby ktoś się dowiedział. Tak naprawę to ja sama nie chce o tym wiedzieć. Wtedy, kiedy usłyszałam o śmierci Coltona nie płakałam dlatego, że nie wiedziałam co ze sobą zrobić, płakałam dlatego, że go nienawidziłam. Bił mnie, torturował, a mój ojciec i matka nawet tego nie zauważyli. Bo zawsze była dla nich najważniejsza praca, zawsze sama musiałam się uczyć i pilnować. Czasami żałuję, że mam taką rodzinę, taką zbyt cudowną. Zawsze marzyłam o domu w głębi lasu, tam gdzie nikt mi nie będzie przeszkadzał, tam gdzie będzie cisza. Jedynym odgłosem byłyby krople obijające o deszczu o rynny i ćwierkanie ptaków, gdy wstaje poranek.
***
Kilka godzin później jechałam wraz z Maxem do mojego mieszkania, żeby zabrać niektóre rzeczy. Nie mieszkaliśmy daleko od siebie, więc po chwili mogliśmy już wysiąść z auta. Max kulturalnie otworzył mi drzwi, a ja odwdzięczyłam się uśmiechem. Oby dwoje podeszliśmy do drzwi wyciągałam klucz i wsadziłam go w zamek, następnie przekręciłam dwa razy w prawo. Po wejściu do środka od razu poszliśmy w stronę mojej sypialnię gdzie znajdowała się też garderoba. Wyciągnęłam z niej parę ubrań i buty. W salonie i kuchni też coś wzięłam, wyszliśmy z domu zamykając drzwi. Wsadziłam je do bagażnika i z powrotem usiadłam na miejscu pasażera.
-Mogę włączyć radio?- zapytałam.
-No pewnie. Haha, nie musisz się mnie pytać!- posłał mi uśmiech i puścił oczko. Jeśli mogę to tak zrobiłam, akurat leciała piosenka Jessie J, którą bardzo lubię. Do rodziców miałam 5 godzin drogi, więc trochę na zejdzie zanim tam dojedziemy. Aktualnie jest godzina 13: 00 to znaczy, że będziemy na miejscu koło 18:00.
-Mów coś Max- odwróciła się w jego stronę.
-Ale co mam mówić, hmm możemy porozmawiać o naszej wspólnie przyszłości- popatrzył się z jednym przymkniętym okiem i uśmieszkiem na twarzy. 
-Ale się uśmiałam Max, seryjnie- nagle ucichliśmy, lecz po chwili wybuchliśmy śmiechem. Nagle zrobiłam się śpiąca, oparłam się ręką o okno i zamknęłam oczy.


Co się dzieje? Nie chętnie otworzyłam oczy i zobaczyłam, że Max stanął na stacji benzynowej.
-Po, co stajemy?- zapytałam przecierając oczy.
-Musze zatankować i kupić coś w sklepie.
-To czekaj, idę z tobą tylko wezmę portfel- z pośpiechem wyciągnęłam z torebki portfel i pobiegłam za Maxem. Nie poczekał. Jak zawsze, nikt mnie nie słucha!
-Nie śpiesz się, ja zatankuję, a ty idź już do sklepu coś wybierz.
-Jak każesz- ruszyłam w stronę niewielkiego budynku z roletami na oknach. Gdy otworzyłam dzwonki powieszone przed wejściem zadzwoniły. Lekko się wystraszyłam. Rozejrzałam się dookoła, za blatem stała pani w podeszłym wieku, mocno pomalowana z blond lokami na głowie. Uśmiechnęłam się do niej, lecz ona spojrzała na mnie krzywo. To nie było miłe. No ale trudno, wzięłam do ręki koszyk i skierowałam się w stronę chipsów. Wpakowałam do niego chipsy o smaku zielonej cebulki i krewetkowe. Nie zorientowałam się a Max stał koło mnie. Podeszliśmy do zimnych napoi.
-Co chcesz do picia?-spojrzałam na niego.
-Ja sobie wezmę 3 energetyki i sok, a Ty?- sięgnął do lodówki.
-Wiesz, że po nich będzie Ci się chciało sikać?- skrzywiłam się.-A ja chcę…to co Ty!- sięgnęłam do lodówki i wyciągałam 4 energetyki i 2 soki pomarańczowe.
-Od tego są krzaki, co nie?- posłał mi strzałkę.
-Nie będziemy się, co chwilę zatrzymywać tylko dlatego, że Ci się sikać chce!- poszliśmy w stronę kasy. Max zapłacił za benzynę i dodał, że plus te zakupy. Podałam mu z mojego portfela gotówkę, lecz on jej nie przyjął, więc wsadziłam ją mu do kieszeni i zapakowałam do reklamówki zakupy. Prosto po wyjściu ze sklepu poszliśmy do samochodu, wsiadłam i położyłam pod nogami reklamówkę.
-Otworzyć Ci energetyka?- zapytałam otwierając swojego i kładąc go do dziur zrobionych do napojów.
-Jeśli możesz- uśmiechnął się i zapalił samochód. Zrobiłam to co miałam i położyłam puszkę koło mojej. Puściłam głośniej muzykę i otworzyłam okno. Było idealnie, cały czas się śmialiśmy, śpiewaliśmy, usiadłam twarzą do niego i położyłam swoje nogi na jego. Mam nadzieję, że mu nie przeszkadzały. Minęły już 4 godziny jazdy, więc powoli dojeżdżaliśmy do domu moich rodziców, mieszkaliśmy na bogatej dzielnicy więc Max się trochę zdziwił jak na nią wjechaliśmy. Byliśmy dużo przed czasem, jakim przewidywałam!
-To tu!- pokazałam na dom po prawej stronie ulicy.
-Nieźle się urządzili!
-Wiem, robi wrażenie! Haha- ściągnęłam nogi z Maxa. Wyszliśmy z auta.
-Zostaw na razie bagaże, potem się weźmie- pokiwał głową, przeszliśmy przez furtkę idąc po chodniczku z małych, szarych kamyczków. Gdy byliśmy bliżej drzwi zobaczyłam na wycieraczce pełno listów, jednak je ominęłam. Drzwi było lekko uchylone, strasznie się zdziwiłam. Max cały czas szedł za mną. Pomału otworzyłam bardziej drzwi i małymi krokami starałam się wejść do domu. Weszliśmy do pomieszczenia zostawiając drzwi szeroko otwarte, rozglądaliśmy się dookoła z otwartą buzią.
-Co tu się stało?- zapytał wystraszonym głosem.
-Nie mam pojęcia- wokół było pełno porozrzucanych gazet, książek, piór z poduszek. Meble było powywracane lub szyby wybite. Tak było w całym domu, ale nikogo w nim nie było.
-Kristen!- nagle poczułam, że ktoś mnie przytula. Odwróciłam się i zobaczyłam mojego młodszego brata!
-Cody! Co Ty tu robisz?- mocno go uścisnęłam i pocałowałam w czoło.
-Wszystko Ci wyjaśnię, ale chodź już!- chwycił mnie za rękę i wyciągnął z domu, pokazałam Maxowi żeby szedł. Szliśmy w stronę sąsiadów, u których spędziłam całe dzieciństwo. Zawsze przychodziłam się bawić z psami i innymi zwierzętami a domownicy mnie bardzo lubili. Nagle przy drzwiach zobaczyłam panią Sylvię. Uśmiechnęła się do mnie, bez zawahania odwzajemniłam go.
-Ja dobrze Cię widzieć Kristen- powiedziała rozkładają ręce do przytulenia.
-Mi panią też- mocno się przytuliliśmy. Zaprosiła nas do środka. Dom był taki jaki pamiętam, ciepły, przyjemny i bezpieczny. Nie było żadnych nowoczesnych urządzeń jak w moim tylko taki jak każda para seniorów posiada.  Poprosiła żebyśmy osiedli w salonie a ona poszła zrobić herbatę.
-To twój chłopak?- zapytał Cody.
-Nie, to mój przyjaciel kochanie- uśmiechnęłam się i zaśmiałam pod nosem.
-Jestem Max- wyciągnął do małego rękę i powitał go miłym uśmiechem.
-A ja jestem  Cody! Miły i zabawny- wyszczerzył zęby. Razem z Maxem zaczęliśmy się śmiać. Po chwili przyszła Sylvia z dwoma filiżankami.  Usiadła koło Codiego naprzeciwko mnie i Maxa, założyła nogę na nogę i splątała dłonie.
-Kristen przepraszam, że Ci teraz to daję, ale nie wiedziałam gdzie się znajdujesz. Bardzo mi przykro- wyciągnęła z kieszeni pogniecioną kartkę i wręczyła mi ją do ręki. Powoli odginałam ją, żeby zobaczyć, co jest tam napisane. Zaczęłam czytać:

„Kochana Kristen!
Bardzo przepraszamy, że przez całe życie miałaś ciężkie dzieciństwo pod wpływem braku rodziców przy sobie. Jest nam bardzo żal. Mam nadzieję, że ułożysz sobie życie i będziesz szczęśliwa. Proszę, zaopiekuj się młodszym bratem.  Pamiętaj, że bardzo Cię kochamy i będziemy!          Twoi rodzice.”



-Co to jest? I gdzie są moi rodzice?- miałam łzy w oczach.
-Przykro mi to mówić, ale twoi rodzice nie żyją. Zginęli w wypadku samochodowym, a potem okradli dom.- spojrzałam na brata z niedowierzaniem, niestety pokiwał głową, że Sylvia mówi prawdę. Zaczęłam płakać, Max objął mnie i przytuliłam się do jego klatki bokiem.- Możecie przenocować u nas, wasze pokoje są gotowe.- chłopak chwycił mnie i podniósł, pani prowadziła nas do pokoju, cały czas byłam do niego wtulona i zalana łzami. Jak mogłam tego nie wiedzieć? To jakiś koszmar, a ostatnio jeszcze rozmawiałam z mamą przez telefon. Otworzyła drzwi, razem usiedliśmy na miękkim łóżku, zostawili nas samych.
-To wszystko przeze mnie Max! Powinnam przyjeżdżać częściej do rodziców i nie zostawiać ich samych!


-To nie twoja wina! Nawet jakbyś tu była, to nie zapobiegłabyś wypadkowi. Stało się i się nieodstanie. Wszystko będzie dobrze. Obiecuję

2 komentarze:

  1. KOOOCHAM !
    Dwaj szybko NN !
    Max idzie siku w krzaki ;')
    Jejku jej rodzice :o , ale Max pocieszy ^^
    Nwm czemu , ale lubię Coltona. LOL i liczę na akcje z nim !
    Dawaj szybko NN bo się nie mogę doczekać !


    WENY ! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. perfekcja! Oni do siebie pasują idealnie! :3 czekam na nexta :*

    OdpowiedzUsuń